Strona:Klemens Junosza - Piekło.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy rano wstanę, ledwiem przetarł oczy,
Już służba moja z kilkuset butelek,
Dla licznych gości winny napój toczy.

Znacie mnie pewno, me imie Antoni,
A ten tu obok, człowiek w wieku sile,
To mój dysponent i towarzysz broni, —

Pan Michał, który wszystkie wolne chwile
Poświęcił myśli, za którą wciąż goni,
Chcąc perpetuum wynaleźć mobile.

Spojrzcie na prawo — ten który tak jęczy,
Na wywróconym usiadłszy gąsiorze,
Był to prawdziwy opiekun młodzieńczy,

Miał on w teatrze swój zakład niebożę,
Zawsze bywało, nad książkami ślęczy,
I szle rachunki komu tylko może.

U niego zawsze młodzież pozłacana,
Jadła kolacje w towarzystwie kokiet,
Zamrożonego łykając szampana.

A sam gospodarz podawał im krokiet.
On po cholewach umiał poznać pana,
I miał na szyldzie napisane: Bocquet.

Ci dwaj co głowy wychylili z beczki,
To są nabywcy handlu Koelichena,
A tamci obok, to Simon i Stecki,

Dalej tu pani piękna jak Helena,
To zacna Andzia, co ma z djabłem sprzeczki,
I którą męczy chroniczna migrena.“

Tak pan Antoni przemawiał żałośnie,
Gdy potępieńcy wrzeszczeli bez miary
Ze złością na nas patrzając ukośnie.

Po ziemi żywe pełzały komary,
Ostrygi, żółwie, tańczyły radośnie,
Skacząc przez winem napełnione czary...

Grube żarłoki patrzyli na strawę,
Z rozpromienionem na chwilę obliczem,
A potem jęki wydawali łzawe...

Każdy z nich biedak musiał odejść z niczem,
Bo skoro tylko rozwarł paszczę krwawą,
Groził mu szatan dorożkarskim biczem.

Duchu nieszczęsny! o panie Antoni,
Rzekłem drżącemi zbliżając się kroki,
Do potępieńca co ciągle łzy roni...

Spojrz na ten zastęp długi i szeroki,
Co wyje z głodu i rękami dzwoni,
I wskaż żarłoka nad wszystkie żarłoki...

Trudna odpowiedź rzecze ten po chwili,
Gdy oko jego na te tłumy padło
Wszyscy tu jednym grzechem przewinili,

Spojrz na ich karki, na obwisłe sadło,
Oni miliony beczek już wypili,
I byli równie łapczywi na jadło.

Ten gruby czarny, z bródką podgoloną,
Lubił w kompanji wychylać kielichy.
Choć potem pewne zatargi miał z żoną, —

Kiedy jest trzeźwy, jak baranek cichy,
Lecz gdy ma głowę trochę podchmieloną,
Wnet dowcipkuje budząc głośne śmiechy.

Piękny masz tutaj wybór, o zaiste,
Pogadaj tylko z którym potępieńcem,
Tutaj poetę znajdziesz i artystę.

Spotkasz się z kupcem i złotym młodzieńcem,
I poważnego zobaczysz jurystę
Jak go klienci otoczyli wieńcem...