Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

syę i wcale jej się dobrze powodzi. Sądzą jednak, że może by wyszła zamąż, gdyby się trafił jej jaki człowiek poważny, stateczny i nie biedny. Co pan o tem myśli?
— A cóż mnie do tego? Niech jej się trafi nawet królewicz angielski, nie mam nic przeciwko temu. Jest przełożona, niech będzie przełożona, ja mam i bez niej dość do myślenia.
— Zapewne, tyle interesów, tyle pracy. Pani Kowalska powiada, że nie ma na świecie tak pracowitego człowieka jak pan.
— Poczciwa kobieta! ona jedna zna wszystkie tajemnice mego serca, ona jedna wie, że ja sypiać po nocach nie mogę, że mam ciężkie zmartwienie, że mi się życie przykrzy, że, jakby to pani powiedziéć... że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
— Słyszałam ja coś o tem — odezwała się Frania z uśmiechem.
— Czy być może?! więc pani Kowalska była tak dobra, że wtajemniczyła panią...
— Tak.
— Panno Franciszko! o najpiękniejsza, najlepsza panno Franciszko, czy mogę więc liczyć na pani współczucie?
— Najzupełniej, byłabym bez serca, gdybym nie podzielała.
— Pani jesteś aniołem!
— Co znowuż? Widocznie nie rozumiemy się dobrze. Pani Kowalska mówiła mi o pańskiem zmartwieniu, o tem, żeś pan pożyczył jednemu żydowi, kilka tysięcy na niepewne... i ja naturalnie, pojmując jak to pana boli, mam dla pana współczucie...
— Niech licho porwie wszystkie sumy na świecie! Panno Franciszko tu o inne współczucie chodzi... ja kocham panią...
— Ah! otóż i mama powróciła... jak to dobrze.