Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niechże kochany, drogi pan Ignacy siada — mówiła matka — bardzo proszę, o tu, na fotelu będzie wygodniej. Co słychać na świecie?
— Hm... nie wiele.
— Ale przecież... bo my z Franią żyjemy zupełnie po za światem, ona taka domatorka, we mnie się wdała... nie mamy też nigdy świeżych wiadomości. Pan z wielkiego świata, to zupełnie co innego.
— Gdzie tam!
— O wiem ja, wiem. Panowie prawnicy ciągle z obywatelami, z hrabiami.
— Najwięcej z żydami, pani dobrodziejko, chociaż trafi się czasem i chłop.
— Ah, pan o kancelaryi mówi. Czynności pewnie dużo...
— Nie ażeby...
— Ale, ja słyszałam, że panowie macie największą klientelę.
— Nie koniecznie.
— Jednak ludzie mówią inaczej. Pański regent majątek robi.
Marcinkowski ramionami wzruszył.
— Więc to nie prawda? — spytała pani Janowa, pragnąc podtrzymać rozmowę.
— Albo ja wiem.
— Dyskretny z pana człowiek, to bardzo dobrze. To wielka zaleta, szanuję ludzi dyskretnych, nie ma pan wyobrażenia jak szanuję. Prawda panie, jaki dziś ładny dzień mamy?
— Niczego.
— Od tygodnia nie było już pogody, a to rzecz nieznośna. Nie wiem czy jest kto coby lubił taką chlapaninę i wilgoć. Nie był pan w tym tygodniu w teatrze...
— Nie.
— Podobno grali nową sztukę „Czterdzieści lat, czyli życie szulera”.
— Mamo, to sztuka stara jak świat! — wtrąciła panna Franciszka.
— Chyba się mylisz, Franiu. Panie Ignacy wszak prawda, że nowa?
— Podobno...
Pani Janowa nie wiedziała już, w jaki sposób wyciągnąć gościa na rozmowę. Ciągle odpowiadał lakonicznem tak, albo nie. Rozmowa rwała się co chwila. Na szczęście zjawiła się upragniona pani Kowalska.
Wpadła do pokoju jak uragan, czerwona, zadyszana, zmęczona.
— Ah, pani najdroższa — zawołała padając na krzesło. — Spóźniłam się, ale stał się nadzwyczajny wypadek.
— Co takiego?
— Okropność, droga pani, okropność! Wyobrażenia nie miałam, żeby takie rzeczy dziać się mogły. Widzi pani jaka jestem wzruszona, ja to przechoruję... słowo daję.
— Ale co? co? — pytała pani Janowa — niechże nam pani opowie.
— Uf! pozwól mi pani odetchnąć... myśli zebrać.
— Może szklankę wody? kawa zaraz będzie.
— Wolę kawę, to mnie uspokoi. Wyobraźcie sobie państwo, wybrałam się na nieszpory do Dominikanów...