Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 87 —

dować maszynę, czy coś podobnego, i w tym celu prowadził dość obszerną korespondencyę, oraz robił u rzemieślników zamówienia, które zwróciły uwagę Szwarca. Naturalnie, maszyna nie zdała się na nic i żaden fabrykant nie chciał kupić modelu. Wszystkie marzenia rozwiały się... prysnęły jak bańka mydlana... No — ale stało się... O ile czas mi pozwolił, przejrzałem papiery po nieboszczyku. Nie masz pan wyobrażenia co za chaos! Jakieś świstki, karteczki, notatki, pozwy, wyroki, ale ani kawałka regestru, ani śladu książki, z której możnaby się czegoś pewnego dowiedzieć. Gotówki znalazło się bardzo niewiele, ledwie że koszta pogrzebu pokryje, a inwentarze i ruchomości domowe mało także warte. Co było lepszego, to nieboszczyk w ostatnich czasach wyprzedał i pozostawił tylko najniezbędniejsze rzeczy.
Podpisarz westchnął.
— Wiedziałem ja dobrze o tem, — rzekł, — bardzo dobrze wiedziałem...
— Jednem słowem, kochany panie Wincenty, stan jest zły, a położenie wdowy i sierot opłakane...
— Widzi pan więc jak bardzo im pomoc jest potrzebna. Jabym gotów zaraz oddać wszystko co posiadam...
— Ale powoli, powoli... miej pan trochę cierpliwości. Spodziewam się że właściciel Płużyc nie będzie egzekwował zaległej raty dzierżawnej — z żydami ułożymy się także — a dopiero jak się wszystko zupełnie wyklaruje, pomyślimy co zrobić z wdową i sierotami. Może panu przyjdzie jaki projekt do głowy.
Komorowski uścisnął dłoń sędziego — i udał się do domu.
Było zupełnie ciemno, drobny deszczyk padał nieustannie — ale mały człowieczek, pomimo ciemności, szedł śmiało; znał on każdy zakątek, każdą uliczkę, prawie każdy kamień w miasteczku...