Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —

Sędzia od kilku już lat był wdowcem. Utracił żonę, którą bardzo kochał, a że już w nowe związki wstępować nie pragnął, więc też sprowadził do siebie siostrę swoją rodzoną, wdowę bezdzietną, i ta zajmowała się domem i zastępowała matkę sierotom. Była to kobieta dawnej daty, nie bez pewnych uprzedzeń, ale posiadała zacny charakter i najlepsze serce. Z dziećmi sędziego obchodziła się jak rodzona matka.
Dobrze i spokojnie było w tym domu. Ład i porządek we wszystkiem, a mieszkanie i ogródek utrzymane z pedantyczną czystością.
Sędzia, powróciwszy z biura, lubił zasiąść z fajeczką na werendzie, zkąd roztaczał się widok szeroki. Piękne, rozległe łąki rozciągały się nad rzeką, a po za nią, na wzgórzach czerniły się lasy.
Częstokroć przychodził tu stary doktór, major, regent, podpisarz, lub w ogóle ktoś ze znajomych — i po gawędce ustawiano stolik w ogródku, w altance, i zabawiano się preferansikiem niedrogim. Zimową porą turniej taki odbywał się w gabinecie sędziego. Panie przyjmowała siostra sędziego i jego córki. Nie było w tym domu jednakże ani zabaw szumnych, ani przyjęć wykwintnych, zbierało się tylko grono znajomych, dla wzajemnej wymiany myśli, pogawędki i przepędzenia czasu...
O godzinie jedenastej gasło już światło w całym domu, tylko w gabinecie paliła się jeszcze lampka, gdyż sędzia lubił o takiej porze czytywać gazety. Było zupełnie cicho, nikt mu nie przeszkadzał, mógł więc czytać i rozmyślać z największą swobodą.
A istotnie miał o czem rozmyślać i czem się troszczyć. Z przeszłości niedawnej pozostały wspomnienia smutne i bolesne, a przyszłość przedstawiała się w barwach posępnych. Z roku na rok spodziewano się zmian, mogących