Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —

— I co pani na tem zależy?
— Wszystko, — odrzekła spokojnie.
— Jeżeli mam najmniejsze wyobrażenie co w tym razie znaczy wszystko, to niech mi...
— A jednak mówię szczerą prawdę. Domyślam się z tego co słyszałam że sędzia wysyła córki swe w celu, ażeby się nauczyły czegoś pożytecznego; otóż ponieważ to jest także mojem marzeniem, więc chciałam korzystać ze sposobności i pojechać razem z niemi. Oto i cała zagadka. Teraz jeszcze drugie wyjaśnienie... przecież mogłam pójść tam wprost i rozmówić się bądź z samym sędzią, bądź z jego siostrą, nie uciekając się do pańskiego pośrednictwa.
— Zapewne.
— Otóż widzisz pan że nie zapewne. Z tego co mówią w naszem kochanem miasteczku — ja zamiary sędziego odgaduję niejako, domyślam się ich — a jak jest w rzeczywistości nie wiem. Powtóre, jak panu wiadomo, a może jak panu niewiadomo — moi rodzice nie bywają w domu sędziego, ani on u nas... jeżeli więc mam zdobyć się na to aby tam pójść, chcę wiedzieć naprzód czy nie będę źle przyjętą.
— Za kogóż ich pani masz? Ludzie tak zacni i uprzejmi.
— Domyślam się że tak jest — ale zawsze wolę pewność, aniżeli domysł.
— Mogę pani zaręczyć że to jest pewność.
— Zgoda i na to... ale winnam panu jeszcze jedno wyjaśnienie, a mianowicie dla czego nie od kogo innego, tylko od pana żądałam informacyi.
— Prosta rzecz... przechodziłem tędy...
— A nie! — ja przyszłam tu umyślnie, wiedząc dobrze że pana spotkam. Czekałam na pana, gdyż mam to przekonanie że jesteś człowiekiem dyskretnym — a dla moich zamiarów właśnie potrzebna jest przedewszystkiem dyskre-