Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —

— Powiadam ci majorze, — mówił doktór wchodząc ze swym przyjacielem do parku, — że ten ostatni artykuł daje wiele do myślenia... w tem coś jest...
— Głupstwo!
— Ale pozwól-że...
— Głupstwo jest!
— Gorączka z ciebie, poczekaj, rozważ tylko te słowa: „burza, która przyjdzie ze wschodu“...
— Fałsz!
— Powtarzam ci „burza która przyjdzie...
— Nawet kulawy pies ztamtąd nie przyjdzie!!
— U ciebie, mój majorze, zaraz: pies! kot! nie umiesz porządnego dyskursu poprowadzić.
— Nieprawda! umiem — ale jak jest o czem. Wschód! wschód! wielka rzecz — cóż kiedy ztamtąd dobrego wyszło? Nie tam patrz, mój szanowny chirurgu. Obróć się w przeciwną stronę — a uważaj co się tam dzieje. Co tam myślą?
— To zgadnąć nietrudno...
— Jakto?
— Boć wiadomo że tam myślą tylko jakby nas oszukać.
— Fałsz! — krzyknął zaperzony major, — fałsz! to są nasi najlepsi przyjaciele.
— Tak, tak; to też wśród najlepszych przyjaciół psy zająca zjadły...
Major nic nie odrzekł, tylko groźnie ruszał wąsami, co było u niego zwykle oznaką niezadowolenia i gniewu.
— Cóż majorze, nie odpowiadasz?
— Nie mam panu nic do odpowiadania; możemy nawet wcale nie rozmawiać z sobą. Żegnam pana doktora...
Powiedziawszy to, ex-wojak przyspieszył kroku, tak że otyły doktór nie mógł za nim nadążyć.
— Fajerwerk! wulkan! mente captus! — powtarzał do-