Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 190 —

nie znoszę; ale dla obrazowości stylu wspominam o niej niekiedy, dla stylu, jedynie tylko dla stylu... Bądź co bądź zawsze to piękniej brzmi jak się da efektowne porównanie, co mówię efektowne! błyszczące, piękne...
— Byleby była w niem treść, — zauważył major.
— Tak, tak, słusznie pan major powiada, treść jest istotą, że się tak wyrażę... wszelkich rzeczy.
Do pokoju wpadł szybko prezydent, był zadyszany, wzruszony... w ręku trzymał arkusz szarego papieru.
Zbliżył się do stołu, ponalewał kieliszki, odchrząknął kilkakrotnie.
Żona zbliżyła się do niego.
— Masz już co? — zapytała szeptem.
— Mam! mam! napisałem tak... powiadam ci od serca... jednym tchem... ale z uczuciem, tylko że mi pamięć nie dopisuje, więc będę musiał czytać.
— Cóż robić? czytaj, skoro nie możesz z pamięci przemówić, ale czy tak, czy owak, odezwać się wypada koniecznie. Jesteś przecie gospodarzem miasta...
— Istotnie tak... gospodarzem... jaki ty kochaneczko masz bystry pogląd na rzeczy...
— Pozwolą panowie, — rzekła burmistrzowa, — że mąż mój wypowie kilka słów życzliwych... co mu serce dyktuje... w takim momencie, nie dziwcie się panowie, człowiek radby wygłosić wszystko co ma w sercu...
Burmistrz ukłonił się.
— Panowie, — rzekł, — wybaczcie że to co wam pragnę powiedzieć, spisałem sobie tu, oto na papierze. Nie dziwcie się, kto ma na głowie całe miasto, a w niem trzy tysiące dwustu czterdziestu czterech żydów, według ostatniego spisu ludności — ten niewiele może ufać własnej pamięci...
— Szanowny prezydencie, — odezwał się aptekarz, — czy będziesz mówił z pamięci, czy z notatki, to dla strony