Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 157 —

że jej mąż wyjechał z doktorem do jakiegoś miasteczka, dziesięć mil za Radomiem, że Icek będzie półtora tygodnia w drodze.....
Szwarc zerwał się jak oparzony.
— Mój Szulimku! — zawołał, — proszę cię nie żartuj! co mówię nie żartuj, nie łżyj jak pies!
— Co to nie łżyj? jakto nie łżyj? dla czego nie łżyj? Bogu dzięki, jest Ickowa żyjąca kobieta, mogę jej zawołać, niech ona powie. Ona nawet lamentuje i płacze, że Icek za tanio się zgodził, że jego sam owies dla koni będzie więcej kosztował, że un musi szabasować w drodze. Ona płakała że Icek głupi jest, że będzie stratę miał!
— No — może pan doktór pojechał do swojej familii, bo nawet wspominał mi że w tamtych stronach ma krewnych.
— Może być — ale dlaczego un tak pocichu do swoje familie pojechał, dlaczego w nocy pojechał? Dlaczego swoje wszystkie meble sprzedał?
— Sprzedał?! to nie może być!
— Ja nie wiem czy to może być, czy nie może być! tylko to wiem że Jankiel pokazywał mnie kwitek, jako kupił wszystkie meble doktora i jako jutro już może je sprzedać komu zechce. Do tej pory to buł sekret, teraz to już nie sekret jest.
Szwarc zbladł — ale miną nadrabiał:
— No cóż nadzwyczajnego, — rzekł, — prosty interes, bardzo prosty, stare sprzedał bo nowe chce kupić... jak człowiek myśli o zmianie losu, to się oporządza, co mówię oporządza! rujnuje się na porządki...
— I to może być. Ja sam wiem że pan doktór nowe meble kupi — bo taka osoba jak doktór to musi mieć meble porządne — ale ja też wiem, że ani ja, ani wielmożny pan aptykarz, nie będziemy oglądali tych porządków.
— Cóżby nam mogło przeszkadzać, mój Szulimku?