Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —

Stary major z panem Szwarcem pomyśleli o fajerwerkach. Pierwszy przyrządzał rakiety, co doskonale umiał; drugi zaś wynalazł jakąś starą książkę niemiecką o pyrotechnice, i według znalezionych w niej wskazówek, przygotowywał rozmaite szmermele, lustkugle, młynki, fontanny i ognie bengalskie we wszelkich kolorach.
Sprowadzono też z poblizkiej wioski kilka łodzi i przewoźników, ażeby zapewnić damom przejażdżkę wodną po stawie. Na samym środku stawu, na kępie wierzbiną zarosłej, umieszczono beczkę smoły i chłopca, który ją miał na dany znak zapalić.
Urządzeniem bufetu zajęła się pani doktorowa Zabłocka, najsławniejsza na całe miasto gospodyni. Dostarczyła konfitur, ciastek własnego wyrobu i rozmaitych smakołyków, które przyrządzać umiała wybornie.
Sprzedawania kwiatów podjęła się panna Kornelia i sędzianki.
Największa trudność była w skompletowanniu dobrej orkiestry; na miejscu albowiem znajdowało się tylko czterech żydków uprawiających muzykę, z których jeden, specyalista od klarnetu, cierpiał na astmę i niezawsze był do koncertu usposobiony — a drugi znów, skrzypek, puszczał się często na wędrówkę po wsiach, w celu sprzedaży igieł, nici, tasiemek i innych drobiazgów, skutkiem czego niezawsze bywał w domu obecny.
Zwalczono jednak i te trudności, przy pomocy Szulima, który, za umiarkowane wynagrodzenie, poświęcił się dla ogólnego dobra i sprowadził po kilku muzykantów z miasteczek sąsiednich. Tym sposobem złożyła się wcale przyzwoita orkiestra. Wprawdzie muzykanci z różnych miasteczek nie mogli mieć jednakowych poglądów na harmonię i takt, ale to co zepsuły skrzypce i klarnety naprawiał