Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —

Nawet, wiesz co, przysięgłabym, że ona musiała już nieraz występować, ma się rozumiéć na jakiejś scenie prowincyonalnéj siedemnastego rzędu... Rutynowana komedyantka, na piérwszy rzut oka można to poznać.
— Moja Franiu!
— Żądasz dowodu?... ależ zaraz go będziesz miała, słyszałaś przecie co dzieci mówiły!
— Słyszałam.
— Gdybyś słuchała uważnie, to przekonałabyś się, że te wszystkie wierszyki i historye, które twoje córeczki jak papużki powtarzają, a z czego ty zdajesz się być dumna, wpakowane im zostały w główki zapomocą oszukaństwa, obłudy, podstępu. Ona powiada: „moje drogie dziateczki, ja was niechcę przeciążać pracą, bo jesteście jeszcze malutkie, ale będę was zabawiała, opowiadać wam będę! No i opowiada... zakuwa dzieciom głowy, napycha je jak torby rozmaitemi wiadomościami, datami, faktami i przytępia im umysł.
— Sądziłabym, że rozwija raczéj. Ten sposób uczenia jest najnowszy, postępowy, czytałam sama w jakiémś piśmie.
— Wierzysz pismom? Dajże pokój! Zagranicą, o ile mi wiadomo, dawno już ta metoda uznana została za najszkodliwszą, a zresztą dość się uważnie zastanowić, ażeby poznać jéj ohydę. Jakto? więc do duszy dziecka, do téj jasnéj, niewinnéj du-