Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —

ckiem i niezawodnie liczy już dwadzieścia kilka wiosen, jeśli nie znacznie więcéj...
— Ale zkąd?!
— Powiadam ci... jéj naiwność, skromność, to tylko gra, coprawda, doskonale wystudyowana... a co się tyczy owych listów, to przysięgnę, że nie są pisane do mamy.
— Do kogoż by więc?
— Jestem przekonana, że kryje się w nich jakiś romansik.
— To być nie może!
— Jak ci się podoba, moja kochana, chcesz wierz — nie chcesz nie wierz! Ostatecznie nic mnie nie obchodzą jéj romanse. Nie odezwałabym się wcale, gdyby mi nie szło o twoje dzieci. Łatwowierność twoja może wyjść na złe. Osądź sama, bezstronnnie... jaki masz powód do ufania osobie, któréj przeszłości nie znasz, dziewczynie szukającéj karyery nie w zawodzie nauczycielskim lecz...
— Ależ!...
— Przepraszam cię, moja siostro, pozwól mi dokończyć. Zkądże dowiedziałaś się o istnieniu téj panny? jaką drogą znalazłaś ją?... przez kantor, prawda?
— No, tak.
— Otóż muszę ci powiedziéć, że panienka rzeczywiście uzdolniona, nieposzlakowanéj opinii, pochodząca z dobréj rodziny, jeżeli chce znaléźć pra-