Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —

doli, o ojcu, o bracie, jak jéj teraz w świat potrzeba iść. Ona się popłakała i ja się popłakałam i tak płakałyśmy obie nad tą niedolą, nad tym losem, nad témi śmierciami. Jak mi zaczęła opowiadać o wsi, jeszczem się bardziéj rozżaliła, bo ja téż nie warszawska rodem...
— Ze wsi?
— A ze wsi, panie, ale mnie los do Warszawy zagnał, tu za mąż poszłam, za woźnego... dobry człowiek był, niech mu Pan Bóg da niebo. Tyle lat tu mieszkam, a przecie zawsze mnie do wsi ciągnie... ale co tam, już mi pola kawałka nie oglądać, chyba raz do roku na świętego Bonifacego w Czerniakowie Oj, popłakałyśmy się, popłakały obie, ja znowuż samowarek nastawiłam i powiadam tak: moja panieneczko kochana, moja panno Zofio, bo powiedziała mi jak jéj na imię, rychtyk jak i mojéj córce — Bóg nad sierotami, niech się panienka ogarnie, pójdziemy do Fary do Pana Jezusa, wysłuchamy obie mszy świętéj, pomodlimy się. Ona z wielką chęcią. Poszłyśmy, akuratnie zaraz się msza zaczęła... Ona tedy panienka wyszła jakoś raźniejsza i zaraz się rwie obowiązku szukać. Ja mówię, niech sobie panienka odpocznie, rozpatrzy się... „Nie, zaraz“, powiada. Pilno jéj było, sierotce, do obowiązku iść. „Moja pani, powiada, musimy się przewiedziéć gdzie taki kantor jest, co dla gubernantków obowiązki stręczy“. Ja sama nie wiedzia-