Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 336 —

Wysokie wieże miasta rysują się zdaleka, imponująco wyglądają mury stare, stare bo już od wielu wieków stoją i dzielnie bronią się niszczącym zębom czasu.
Od téj strony zwłaszcza, z któréj przybywaliśmy z Berkiem, wjazd do Lublina bardzo jest ładny. Po prawéj ręce, na wyniosłem wzgórzu wznosi się piękny kościół, niegdyś Augustyanów, z zabudowaniami klasztornemi — po lewéj liczne domki, drewniane przeważnie, stare i zniszczone. Niektóre z nich niby jaskółcze gniazda poprzyczepiane na wzgórzach, inne rozrzucone dokoła wielkiego placu, przypominającego rynki takich sławnych miast jak Firléj, Łysobyki, lub Kamionka.
Jest to przedmieście, Kalinowszczyzną zwane, zamieszkałe przeważnie przez najbiedniejszą ludność żydowską, a w części przez biedniejszych rzemieślników i wyrobników.
Daléj droga skręca w głęboki parów i oczom podróżnego odsłania nowe widoki.
Starożytny kirkut żydowski na wysokiéj, stromo ściętéj z jednego boku górze — pełen drzew starych i nagrobków kamiennych przeważnie, postawionych obyczajem wschodnim, prostopadle.
U stóp stroméj góry, przy kirkucie samym, ruiny starożytnego kościoła Franciszkanów, dziś fabryka mydła; daléj kopuła dawnéj cerkiewki Bazyliańskiéj, a daléj już zgiełkliwa, żydowska część miasta.