Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 249 —

kobiecie postać widma raczéj, aniżeli żyjącéj istoty. Wydobyła z pod chustki plik papierów i skrzyneczkę z pieniędzmi, położyła na stole i rzekła:
— Oto depozyt który zwracam. Tu są pieniądze i rachunki, niech pan sprawdzi i przeliczy. Może panu trudno będzie dojść ładu z babskim rachunkiem, w takim razie proszę mnie zawołać, objaśnię ustnie.
— O, pani! — rzekłem — kuzynko, jestem dziś tak znużony, że doprawdy siły na to nie mam, a zresztą nic pilnego... uwolniłem się z biura na cały miesiąc, więc mam czas na rachunki i sprawdzania. Można będzie zrobić to jutro, pojutrze, za tydzień.
— Jak wola pańska. Niech pan liczy jutro, pojutrze, ale ja całą sukcesyę dziś oddam... Alboż wiem czy jutra doczekam! stara jestem, a wiesz pan że życie ludzkie to nitka, którą wola Boża lada moment przerwać może.... Przyjechałeś pan do Pustelni, więc bierz co swoje.
— Czyż jest jeszcze co oprócz tych pieniędzy?
— Chodź pan — rzekła brzęknąwszy kluczami.
Podniosłem się niechętnie. Wysoka kobieta szła przedemną szybko, przyświecając sobie żółtą woskową świecą roboty domowéj, wydającą szczególny jakiś zapach.
Prześliśmy przez duże puste izby i zatrzymaliśmy się przed dębowemi drzwiami silnie okutemi żela-