Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I.

Za onych czasów (a będzie temu lat dwadzieścia z górą) kraj nie był pokryty tak jak dziś siecią dróg żelaznych i ludzie odbywali podróże końmi. Kto nie miał własnego ekwipażu, puszczał się w drogę ekstrapocztą, dyliżansem pocztowym, albo téż lokował się jak mógł w wielkiéj bryce żydowskiéj, pokrytéj płótnem.
Na przebycie drogi z Lublina do Warszawy potrzeba było, przy najlepszéj drodze, dwudziestu czterech godzin czasu, a jak przyszły śnieżyce wielkie albo roztopy wiosenne, to nieraz i półtoréj doby zeszło zanim omnibus pocztowy, wyprawiony z Lublina, wtoczył się na dziedziniec Staréj poczty od strony Nowo Senatorskiéj ulicy.
Jesienny wieczór był, brzydki, szary, wietrzny. Na ulicy, przed gmachem pocztowym w Lublinie