Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —

— Za Puławy dwie mile ku Lublinowi, do jakiegoś dworu, gdzie krewniaków swoich mają i tamte znowu krewniaki mają je odesłać daléj. Ot, rzemiennym dyszlem, jak zwyczajnie w biedności. Jak jeno tam zajechaliśmy, pani znów zaczęła lamentować, a ja już na to nie miałem mocy patrzeć, i pożegnawszy one biedactwa, zara wyjechałem z dziedzińca. I tak oto wlokę się po téj drodze ciężkiéj, na onym deszczu, i rozmyślam siak i tak i kuczy mi się i markotno mi i żal, że się mało nie skręcę — aż oto was ujrzałem Michale...
— Zawdy w kompanii przyjemniéj.
— Pewnie, pewnie i jak się człowiek wygada, to mu i na duszy krzynkę lżéj i tak mu się wydaje, jakby na to mówiący, komu połowę żalu oddał.
Długo gwarzyli jeszcze ci dwaj chłopi, a gwarzyć mieli o czém, bo przedmiotów do rozmowy nie brakło. Tu pole nieorane, tam folwark spalony, tu znów las po obu stronach wycięty... Każde prawie drzewo, każdy krzyż przydrożny, był świadkiem różnych wypadków, które głęboko w pamięci wieśniaków utkwiły. Gwarzyli tedy chłopiska, jękami i westchnieniami przerywając gawędę; w kompanii było im jakoś raźniéj i droga prędzéj schodziła. A kapuśniaczek ciął w same oczy bez przerwy, bo na dziewięć dni i dziewięć nocy się zabrał... w oddali szumiała szeroka Wisła coraz gniewniéj i groźniéj, ponure mroki nocy jesiennéj ogarniały świat,