Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —

cielki do własnych dzieci, gdyż mam tylko jednego chłopczyka.
Pani Steinhaus zmierzyła mówiącą od stóp do głów i przegląd ten widocznie wypadł dla pani Władysławy dość korzystnie.
Małżonka finansisty dopytywała o nowinki warszawskie, o teatr, opowiadała przytém o swojém nadwątloném zdrowiu, zamiarze wycieczki za granicę do wód, co wprawdzie bardzo drogo kosztuje, ale przy jéj bogactwach nie sprawi wielkiego kłopotu.
Upłynęło z półgodziny na takiéj pogadance, a tymczasem Zosia z dziećmi wróciła ze spaceru.
— Teraz — rzekła pani Steinhaus — może pani zobaczyć naszą nauczycielkę... Jan! — zawołała na służącego — zaprowadź panią do guwernantki.
Pokoik Zosia zajmowała maleńki, pokoik ponury, z jedném oknem, wychodzącém na podwórze.
Wizytę przyjęła z pewném niedowierzaniem, a nawet jakby z niechęcią, ale szczere, serdeczne odezwanie się pani Władysławy wnet rozbroiło dziewczynę. Piérwsze lody zostały przełamane, znajomość zawarta.
— Pani przejeżdża zapewne przez Kalisz? — zapytała Zosia.
— Nie! przybyłam tu naumyślnie i jedynie do pani.
— Jedynie do mnie?