Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —

wiek. Potém obejrzał się po za siebie, w nadziei, że może furtkę jaką dostrzeże na drodze.
Chłopskie jego ucho dosłyszało jakiś głos z oddalenia.
Wyraźnie jedzie ktoś, bo pokrzykuje na konie, i nie kto inny jedzie tylko chłop gospodarz, bo woła po gospodarsku, nie jak pański stangret, ani nie jak żyd.
Stanął zmoczony chłopisko i oczy wytrzeszczył — i po chwili dostrzegł zbliżający się wóz w parę koni zaprzężony. Umyślił sobie czekać, jeżeli swojak to się z nim zabierze, jeżeli obcy, to choć pójdzie z nim razem koło fury, bo zawszeć to w kompani człowiekowi weseléj.
Koniki szły powoli, po rozmiękłéj glinie wóz się toczył z trudnością, bo się glina tłusta oblepiała na kołach — na wozie ktoś, wyraźnie także chłop, skulony siedział, z głową workiem przykrytą, że go i poznać było trudno.
Gdy już blizko nadjechał, ozwał się ten z woza.
— Niech będzie pochwalony! — a wy co tu robicie Michale?
— Na wieki wieków — a to wy Franciszku! Witajcie... a to dziw, że ja odrazu waszych koni nie poznałem!
— Ale dziw! na taką słotę to rodzona matka bydlęcia nie pozna.