Strona:Klemens Junosza - O cyganach.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie pomoże zamykanie izby ani dozór, cyganki wchodzą do chat, wróżą, żebrzą, czynią i odczyniają uroki, przepowiadają przyszłość, a zarazem kradną przedmioty drobne i opatrują dokładnie zabudowania, chcąc zapewne zbadać, o ile takowe przedstawiają szans pomyślnego udania się kradzieży większej.
Cygańska bryka, częstokroć bardzo porządna, na resorach i z fartuchami, zaprzężona parą lub trójką wcale dobrych koni, zajeżdża do karczmy, a cygan, ojciec tej wędrownej rodziny i jej zwierzchnik zarazem, rozpoczyna tam różne z wieśniakami konszachty, które się zawsze dla tych ostatnich nie zbyt pomyślnie kończą.
Cygan zawsze ma coś do sprzedania, chociaż nikt jeszcze nie widział, żeby kiedy kupował.
Handluje on końmi, słoniną, żelaztwem, czem kto chce; leczy konie i bydło, otumania lud i wyłudza pieniądze.
To mało powiedzieć wyłudza, wystrasza je poprostu. „Dasz mi tyle i tyle — powiada do chłopa — bo jeżeli nie dasz, to popamiętasz cygana!“
I chłopisko, skrobiąc się po głowie, sięga do kalety i daje sumę żądaną, gdyż w tej pogróżce cygańskiej widzi już krwawe płomienie ogarniające stodółkę, słyszy ryk ginącego w ogniu bydełka, widzi swoje mienie zniszczone... woli więc dać kilka rubli, aniżeli narażać się na tak smutne następstwa.
Stary cygan przesiaduje kilka dni w karczmie, a tymczasem młodsza drużyna i stare wiedźmy-cyganki, puszczają się na rekonensans po okolicy; wróżą, żebrzą, płaczą, błogosławią lub złorzeczą, a potem, upatrzywszy miejsce stosowne, skoro zmrok zapadnie, pod osłoną nocy — kradną co można.
Konika ze stajni, wieprza z chlewa, skradną tak sprawnie, że dopiero rano przestraszony gospodarz widzi swoją stratę.
Wiadomo, że cygani ukradli, ale zterroryzowany wieśniak nie goni, nie ściga, nie poszukuje swej straty. Z cyganem sprawa, to nie żarty; myśli sobie, konia odzyskam, a mienie całe stracę... i tak rozumuje jeden, drugi i dziesiąty, tak sądzi cała wieś, cała okolica i sprawki cygańskie uchodzą bezkarnie.
Chłop z trwogą ogląda się, gdy cygani wchodzą do wsi; westchnie z głębi serca skoro wieś opuszczają, lecz nadużyciom tych ludzi żadnego nie stawia oporu.