Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z temi słowy zawinął list w pakiecik i odrzucił na bok. Zaraz jednak wziął następny.
— Oho! jest i nasz kochany księżulko! Do braciszka liścik, do braciszka! Szczęśliwy ten braciszek, księdza w rodzie ma i jeszcze takiego księdza! Ale to szczęścia potrzeba — ja naprzykład mam cztery siostry i ani jedna księdzem nie jest, ani jedna grosza mi nie przyśle! a kanonik pcha w swego braciszka jak w dziurawy worek, co miesiąc trzydzieści rubelków, pięćdziesiąt rubelków jak drut! myśli tylko o tem co szanownemu braciszkowi potrzeba. Szczęście! psie szczęście, dalibóg! a porządny człowiek tymczasem po ośmnaście groszy za mięso płaci! żeby ich djabli wzięli!
Ze złością odrzucił na bok list kanonika i dalsze pospiesznie przeglądać zaczął, nie przestając robienia uwag nad niemi:
— Jest! podoba mi się! Znowuż Zosia Sałacka pisze czuły liścik do swego obiboka. Założyłbym się, że w sekrecie przed matką. Ona myśli, że się ten fidryganc naprawdę z nią ożeni... Czekaj babka latka, czekaj piękna Zosiu! Gałgan! jakie to ma szczęście do kobiet! taka śliczna dziewczyna za nim szaleje. Mam wielką ochotę skręcić łeb temu listowi... ale zresztą co mi tam do tego, tem bardziej, że jest w stemplowej kopercie! Niech idzie na złamanie karku!... I ta także wybrała się w pogodę! Stara Koprzycka pisze do Jagodkiewicza, o pieniądze się znowu upomina. Czekaj babo! zobaczysz swoje pieniądze na Józefata dolinie! Jagodkiewicz nie warjat, żeby miał długi płacić. Wie, że Koprzycka na proces nie ma trzech groszy. Znam ja jego interesa, jak swoją własną kieszeń! Zresztą, pal ich kaci! Niech tam sobie piszą. Mają czas na pisanie, niech bazgrzą!
Na chwilę dał wypocząć niespracowanym ustom.