Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy za skarb najdroższy uważacie? Cała ta sielanka nie przedstawia dla mnie najmniejszego powabu.
— Boś jej poznać jeszcze nie zdążył, Stanisławie — rzekł Stefan — nie miałeś możności przyzwyczaić się do niej. Odesłano cię dzieckiem prawie do szkół, później przebywałeś przez czas dłuższy zagranicą, w stolicach, w najpiękniejszych miastach Europy, więc naprawdę nie miałeś możności poznania bliżej naszej polskiej wioski i wszystkich jej uroków; ale to rzecz do zrobienia, mój drogi. Pobędziesz czas jakiś między nami, przyzwyczaisz się, z gospodarstwem bliżej zapoznasz, a potem to ciche ustronie pokochasz tak, że kijem cię ztąd nie wypędzi.
— Nie wiem.
— Ależ tak, tak mój drogi, a przytem mamy tu poczciwe domy dokoła. Zacne rodziny, dobre gniazda a w nich dziewczęta piękne i szlachetne. Ani się obejrzysz, kiedy przykutym zostaniesz do miejsca najsilniejszym łańcuchem przywiązania. Nasze wiejskie dziewczęta mają szczególny dar podobania się.
— Jestem dostatecznie opancerzony przeciwko pokusom ich spojrzeń — rzekł śmiejąc się Stanisław — nie obawiaj się o mnie.
— Nic ci to opancerzenie nie pomoże, ulegniesz. Lecz wracając do przerwanej rozmowy, powiedz mi otwarcie, co cię zmusza do wyjazdu i to tak pilnego jeszcze?
— Dużoby o tem mówić, interesa mam, stosunki różne, których zrywać nie mogę... jednem słowem to i owo, drugie i dziesiąte, wracać tam muszę koniecznie.
Znać było, że Stanisław prawdy nie mówi i odpowiedzi na te pytania unika. Stefan, delikatny i oględny, nie nalegał też, wyjaśnień bliższych nie żądał. Umyślnie nawet rozmowę na inny przedmiot zwrócił, drażliwą ową kwestję omijając.