Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisław spojrzał na siostrę.
— Jaki pan Stefan? — zapytał.
— Czyż go nie znasz? przecież to twój kolega szkolny, pan Stefan Rudzki z Dębowej.
— Ten?
— Tak, ten sam — odpowiedziała Celinka, a na bladej jej twarzy ukazał się silny rumieniec.
— On u nas bardzo często bywa — dodała Mania — nieboszczyk ojciec bardzo chętnie go widywał.
Stanisław nic na to nie odpowiedział, tylko badawczo w oczy starszej siostry spojrzał.
Panna Celina spuściła powieki i przysłoniła modre oczy długiemi jedwabnemi rzęsami.
Przez chwilę trwało milczenie.
— Moje drogie — rzekł do sióstr Stanisław — nie bierzcie mi za złe, że chciałbym przedewszystkiem dowiedzieć się, czy ojciec wyraził swą ostatnią wolę.
— Jakto?
— No, czy zrobił jakie rozporządzenie majątkowe?
— Nie wiemy nic, kochany Stasiu, nie dowiadywałyśmy się nawet o to. Papiery są wszystkie w biurku nieruszane zupełnie, a jeżeli ci ta wiadomość do interesów potrzebna, to regent może ci jej udzielić. On jeden znał dokładnie wszystkie interesa ojczulka.