Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mania pocałunkami pokrywała czoło siostry.
— Celinko droga, co ci się stało? zkąd to nagłe przerażenie?
Celinka nie mogła odpowiedzieć. Łkania tłumiły jej głos, wyrazy więzły w gardle.
— Nie pytaj jej, Maniu — rzekła pani Karwacka — nie pytaj, niech się wypłacze, to jej trochę lżej będzie, nie przeszkadzaj jej, niech płacze. Dziwna rzecz i niewytłómaczona dla mnie; taka spokojna dziewczyna! nigdy przecież nie zdarzało się nic podobnego, naraz zemdlenie, spazmy, płacz nerwowy — a! to zagadka. Skoczno Maniu do swego pokoju, poduszkę jej przynieś, oprzemy jej głowę, będzie mogła przynajmniej wygodniej nieco poleżeć.
Mania wybiegła szybko, a gderliwa ciotka z prawdziwie macierzyńską troskliwością uniosła głowę Celinki. W jednej chwili prawie Mania powróciła z poduszką.
— Co to jest? moja cioteczko — rzekła, podsuwając delikatnie poduszkę pod głowę siostry — co jej się mogło stać tak nagle? Przesież przed chwilą rozmawiałyśmy najspokojniej. Wprawdzie miałyśmy przed oczami list Stefana, który nie przynosił nowin pomyślnych, lecz widziała ciocia sama, że Celinka przyjmowała tę wiadomość ze spokojem, który jest szczególnym rysem i cechą jej charakteru.
— Nie wiem, nie wiem doprawdy, głowę tracę, nie pojmuję nic.
— Zdaje mi się, że na chwilę przed zemdleniem gazetę czytała.
Celinka, usłyszawszy wyraz „gazeta“, wybuchnęła nerwowym, spazmatycznym płaczem.
Pani Karwacka i Mania pospieszyły do niej. Jednak ani łagodne perswazje ciotki, ani pieszczoty Mani, nie mogły uspokoić biednej dziewczyny.