Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogę dziś śmiać się ani żartować, bo mi jest smutno, ciężko, bo mam wielkie zmartwienie — i dlatego to teraz chodząc tu sama po ogrodzie i bijąc się z myślami, marzy am o panu.
Stefan za zękę ją ujął.
— Powiedz mi pani swój smutek — rzekł — może będę mógł usunąć jego przyczynę.
— Powierzyć panu mój smutek? — zapytała Celinka.
— Chciałbym podzielić go z panią, może dwojgu byłoby lżej znosić ten ciężar.
— Przykry ciężar, doprawdy; nie chciałabym pana takim smutnym obdarzać podarunkiem, wolałabym stokroć dzielić się radością z tymi, którym... dla których czuję... życzliwość i przyjaźń...
— Niestety! życie nie z samych złożone jest radości, obok pięknych kwiatów są i ciernie...
— O, są, są! panie Stefanie, zaprawdę, a ten, który mi obecnie serce krwawi, szczególnie jest bolesnym.
Stefan ujął rękę Celinki.
— Kochana moja — rzekł — cóż cię tak przygnębia ciężko?
— Niestety, drogi mój przjacielu, mamy w domu zmartwienie, tem przykrzejsze, że niespodziewane, nie oczekiwane wcale. Spadło ono na nas kak kamień!... Wszak domyślasz się panie Stefanie, o czem mówię? Bo nam życie zatruwa, spokój odbiera, a mnie, mnie gnębi najbardziej, ponieważ gubię się w domysłach, jaka jest przyczyna tej szczególnej ucieczki...
— O bracie mówisz pani, wszak prawda?
— Tak, panie Stefanie, o Stasiu.
Stefan westchnął.
Musisz coś wiedzieć o tem panie Stefanie, musisz wiedzieć z pewnością. Na kilka dni przed wyjazdem, Staś mówił do mnie o panu z wielką sympatją, wyraził się nawet do mnie, że majątek takiego jak pan przyjaciela, możemy być