Strona:Klemens Junosza - Icek Kolumb.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieraz Icek sędziwy opowiadał dziatwie,
Jak płynął aż do Gdańska z flisami na tratwie,
Jak zwiedzał różne lądy szczególne i wody,
I nieraz osobliwej doświadczył przygody,
Bo w podróży, wiadomo, bywa rozmaicie.
Icek pracował w drzewie, w pszenicy i życie.
Widział świat, panów widział i kupców niemało,
Co mieli dużo srebra, a minę wspaniałą,
A brodę aż do pasa, a żupan z atłasu!
Aj! napatrzył się Icek bogactw swego czasu!...
Sam był rodem z Łysobyk: tam to jego tate
Miał z przewozu na Wieprzu maleńką intratę.
Wieprz jest to ładna rzeka... choć ma brzydkie miano,
I niewiadomo za co trefnie ją nazwano.
Icek maleńkiem dzieckiem, w ciepło, czy o chłodzie...
Ciągle przyjemne chwile przepędzał przy wodzie.
Zbierał muszle, kamyki i co się tam zdarzy...
Taka zwykle jest młodość wsławionych żeglarzy...
On czuł... tak, czuł to Icek, że mu jest sądzono
Wypłynąć na faliste wód niezmiernych łono,
I dotrzeć tam, gdzie dotarł słynny Chaim Ryba,
Nad którego bogatszych niemasz w Kocku chyba...
Ale nie prędko mogło spełnić się marzenie.
W chederku, gdzie mądrości tryskają strumienie,
Icek pił wielką wiedzę coś przez cztery lata,
Potem wszedł na arenę handlowego świata
I snując o bogactwie słodkich marzeń tęczę,
Chodził po wsiach i skórki kupował zajęcze...