Strona:Klemens Junosza - Hafciarz.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

— Drugi raz mnie o to pytacie, ale i taka rzecz stać się może. Wiatr roznosi daleko nasiona, mógłby też przynieść i jajko krokodyla. Powtarzam, że przyroda ma swoje kaprysy.
Najbogatszym i najmilszym tematem do opowiadania dla pana Ksawerego były polowania na dziki. Opowiadań tych słuchać często musiał i pachciarz i kupcy zbożowi, którzy zaglądali nieraz do „hafciarza”, ażeby delikatnie mu przypomnieć, że termin dostawy sprzedanego zboża już dawno upłynął; że z tego powodu wyniknęły wielkie straty, że termin zastosowany był ściśle do przewidywanej zwyżki cen — i że, ponieważ po zwyżce nastąpiła raptowna zniżka, przeto zboże, które jeszcze przed dwoma miesiącami miało wartość zboża, obecnie znaczy tyle co sieczka, albo jeszcze mniej.
Takich interesantów przyjmował zwykle pan Ksawery w osobnym pokoju, w którym, przy progu, leżała ogromna, wyprawna skóra z dzika.
Wiadomo, że dla porządnego starozakonnego kupca nie jest rzeczą miłą stąpanie po skórze zwierza nieczystego, dzikiego i czarnego — więc interesanci, albo zatrzymali się na progu, albo też przeskakiwali przez niemiły przedmiot, co panu Ksaweremu sprawiało wielką uciechę. Nie domyślał się zapewne, że za nieprzyjemność i skakanie płacił, gdyż mu dopisywano pewne quantum w rachunkach.
Bardzo słusznie, kto chce się bawić, niech ponosi koszta zabawy!
Gdy kupiec znalazł się na środku pokoju, pan Ksawery podawał mu krzesło, częstował cygarem lub herbatą i zamiast mówić o interesach, bawił go opowiadaniem o swoich przygodach myśliwskich.
Kupiec słuchał, wzdrygał się, spluwał i wyrażał zdumienie, że człowiek porządny, stateczny obywatel, chce narażać swe życie, w walce z takiem paskudnem stworzeniem!
— Żebym ja wiedział, że w nim jest bryła złota, to jeszcze nie ryzykowałbym swojej osoby.
— A widzisz! Ja to robię dla przyjemności. Psy trzymają, a ten oto kordelas...
— Niech wielmożny pan da pokój! Niech pan położy tego kordeljasa na swoje miejsce, ja patrzeć na taki interes nie mogę.
— A ja nadewszystko lubię.