Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



I.

Tęga i długa była zima w r. 187... — mróz, jak wziął w końcu listopada, tak trzymał bez pofolgowania do pierwszych dni marca, a śniegu nazbierała się moc wielka. Grubym, białym kożuchem rozłożył się on na polach, łąkach, wodach zamarzniętych, — a po lasach, gdzie wiatr mu nie przeszkadzał i nie miał do niego łatwego przystępu, tak się ułożył i umocnił, jak gdyby aż do czerwca miał leżeć.
Nie bardzo dobra taka zima... Bydło świata nie widzi, stoi jak zamurowane w oborach, z paszą trzeba się skrupulatnie liczyć, a i na dzikiego zwierza głód przychodzi taki, że rozzuchwala się i do siedzib ludzkich zagląda. Gdzie całemi latami nie słyszano o wilkach, to się czasu takiej zimy przypomną; lisy, niby złodzieje, podkopują się do kurników, żeby gęś albo kurę porwać; nawet psy muszą się dobrze pilnować — bo wilk, gdy głodny, to i swego stryjecznego brata się czepi.
Gajowy Koguciński, który pod samym lasem mieszkał, a na zwierza był bardzo