Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pokażcież je żywo!
— Ja wcale nie powiedziałem, że mam korale przy sobie, tylko że przyszedłem rozmówić się według korali. Czasem bywa takie zdarzenie, że się trafia rarytna rzecz, a bardzo tanio...
Kogucińska zmieniła od razu humor i stała się nader uprzejmą. Wybiegła też zaraz do komory, żeby przynieść flaszkę z jakimś rozgrzewającym kordyałem.
Gajowy z podziwieniem spojrzał na Abrama.
— Skąd wam korale na myśl przyszły?
— Aj, panie Koguciński, niby z was wiel- myśliwy, a takiej prostej rzeczy nie znacie. Wiecie, że wilka trzeba łapać na gęś, a nie możecie zmiarkować, że babę bierze się na korale.
Gdy Kogucińska powróciła do izby, Abram zaimprowizował na poczekaniu cały poemat o tych nadzwyczajnych, wyjątkowo pięknych koralach. One pochodzą z zagranicy, z takiego miasta, co nad wielkiem morzem leży. Kupione zostały przez jakąś bardzo bogatą hrabinę, która potem zapisała je swojej wnuczce, ta wnuczka później wyszła za mąż i zbiedniała. Korale znalazły się w zastawie, potem przepadły; nareszcie znalazły się i znów poszły w zastaw, później ukradli je. Złodziej