Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Abram niech skacze do góry i prosi Boga, żeby kto trzeci do naszej kompanii nie przyszedł.
— Jaki trzeci? skąd? co on za jeden jest?
— Wilk.
— Pfe! dajcie pokój, niech jego nieszczęście, niech on lepiej nogę złamie!... co on ma do nas za interes?...
— Do Abrama wilk zawsze ma interes, bo nosi na sobie skórę na sprzedaż; piękna skóra kilka rubli warta... potargujcie...
— Wy, Mateuszu, macie taką lekkość do żartów, jak krowa do tańca... po co takie głupstwa powiadacie?... jeszcze w takiem miejscu i po nocy!
Chłop najobojętniej fajkę palił i milczał. W tej sytuacyi niewesołej różnica temperamentów obu przyjaciół, ich usposobień i poglądów, uwydatniała się bardzo jaskrawo. Abram nie mógł ustać na miejscu; przestępował z nogi na nogę, dreptał, wzdychał, jęczał, klął, patrzył w górę, nasłuchiwał, obmacywał ściany dołu... Mateusz zaś siedział nieruchomo, pociągał dym z fajeczki i z cierpliwością przedziwną czekał dnia i przybycia Kogucińskiego. Taką już miał naturę.
Nieraz zdarzało się, że potrzebował paszportu, i przyszedłszy o dwie mile drogi do