Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Staruszka patrzyła na niego z rozrzewnieniem, a piękna brunetka z czarującym uśmiechem.
— Czekamy od kwadransa, — rzekła młodsza.
— Przepraszam panie, ale poczciwa moja ciotka, zaniepokojona mojem nagłem zniknięciem z domu, kazała mnie szukać i wysłała za mną w pogoń żydka, który po różnych przygodach trafił nareszcie na mój ślad i dotarł aż tu, do Zawalina. Musiałem mu przecież opowiedzieć, co się ze mną dzieje, a jutro wyprawiam go z listem do ciotki i zawiadomieniem, że za trzy dni i ja w drogę wyruszę.
— Już? — zawołały naraz obie panie.
— Muszę.
— A kto będzie z babcią o polityce rozmawiał? kto ze mną będzie jeździł na spacer? — rzekła młoda osoba. — Nie, pan nas nie możesz opuścić.
— A jednak trzeba...
— Ja na to nie pozwolę!
— Tyranizujesz go, Helenko — wtrąciła babcia, — a to nie dobrze, bardzo nie dobrze. Ja radabym, żeby jeszcze nie odjeżdżał, ale skoro powiada, że musi, to niech jedzie. Gospodarstwo zostało bez pana; ludzie robią tam, co sami chcą.