Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żydkowie rozbiegli się na różne strony, a Icek dość przyjemnie czas przepędzał... był w bóżnicy, był w łaźni, która mu po tylu przejściach znakomicie na zdrowie zrobiła; rozprawiał o bardzo wielkich interesach, odpoczywał i zawarł maleńką spółkę handlową z Wulfem, w którą włożył połowę pieniędzy, jakie dostał na koszta podróży i poszukiwań.
Nazajutrz była już stanowcza wiadomość, w którą stronę powóz odjechał.
Icek znów puścił się w drogę. Ujechał kilkanaście mil, ciągle śladem karych koni; ani przypuszczał, że znajdzie się w innej gubernii i zaczęła go zdejmować trwoga; dokąd nareszcie zajedzie? A jeżeli te konie pójdą za granicę, do innych krajów; czy i on za nimi ma gonić? Wszystko ma swój kres, nawet poświęcenie...
Zatopiony w smutnych myślach, niepewny gdzie go dzień jutrzejszy zastanie, Icek kiwał się na bryczce aż usnął. Śniło mu się, że jest w jakimś nieznanym kraju, bardzo bogatym, że prowadzi wielkie interesa handlowe, że ma składy drzewa nad ogromną rzeką, że chodzi w atłasowym żupanie, pali fajkę i wydaje dyspozycye tuzinowi pisarzy, ajentów, faktorów i posługaczy. Jest bogacz, jego żona