Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Maciej wybiegł na ganek, aby gościa przywitać, lecz gdy zobaczył, kto się wydobywa z budy, nie mógł powstrzymać okrzyku zdumienia:
— Ciotka Izabella!
— No tak, tak — rzekła, gramoląc się z trudnością dama okazałych kształtów, — masz racyę, ciotka Izabella. Czy cię to dziwi?
— Ależ cieszy niewymownie...
— O! cieszy... Myślisz że ci wierzę, ty odludku, dziki człowieku, ty nic dobrego!...
— Zapewniam ciocię...
— Dajmy na to, że prawda...
— Odjedź do stajni — odezwał się pan Maciej do stangreta.
— Nie trzeba; nie odjeżdżaj i nie wyprzęgaj — zadysponowała ciotka; — ja się tu u ciebie, mój Maciusiu, na długo nie zakwateruję; raz, że śpieszę dalej, a powtóre, że pod tym dachem...
— Cóż ciociu, dach jak dach doskonały, świeżo pobity gontami, bardzo dobry dach.
— Tak, ale pod nim...
— Pod nim jest skromne mieszkanie i szczęśliwy z tak miłej wizyty gospodarz...
— I nic więcej?
— Nie rozumiem pytania, doprawdy.