Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak posiedzisz z pół roku w kozie, to ci dębina nie będzie pachniała.
— Aj, proszę pana Barnabego, — rzekł Abram, — za co pan taki zawzięty? za co pan chce gubić Mateusza i pisaniem i gębą i nawet nosem, kiedy ten człowiek całkiem niewinny jest... Za co pan go chce gubić?...
— Bo kradnie...
— Fe, nie trzeba mówić takie brzydkie słowo... prawda, Mateuszu...
— Pewnie...
— Ho, ciekawym dlaczego? — zapytał groźnie ekonom.
— Bo może się stać panu ekonomowi jaka zła przygoda...
— Ho! ho! odgróżki... Nie boję się... nie z takimi ja już miałem do czynienia...
— Ot, co to po próżnicy gadać. Pan ekonom się nie boi, a ja też nie straszę; ale jak pana kiedy dostanę do garści, to zrobię obrachunek sprawiedliwy...
— Cicho, cicho, — mitygował Abram, — na co to gadać... Wynoście się stąd, Mateuszu; zamiast czekać w sądzie, poczekajcie na dworze...
Rzekłszy to, zaczął popychać chłopa ku drzwiom, lecz w tej chwili sędzia z ławnikami