Strona:Klemens Junosza - Dzień ś. Józefa.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

połowę odpościł i dusza jego była zawsze téj saméj niepokalanéj czystości co i kołnierzyki.
Zresztą był to bardzo porządny człowiek, nie brakowało mu ani jednego guzika u tużurka, frak miał zwykle prosto z igły, uśmiech pełen uprzejmości i słodyczy. Czegoż żądać więcéj? Aniołów nie ma dziś na świecie — a pan Adam był przynajmniéj kandydatem na anioła...
Dziadek Józi protegował go z dwóch zasad: raz, że w czasach upadającéj moralności widział w nim człowieka nabożnego, zacnego i konserwatystę, a powtóre dostrzegał w nim pewien zmysł praktyczny, ten szacowny zmysł, który potrafi pogodzić interesa dóbr doczesnych z wiecznemi i zapewnić posiadanie i ziemi i nieba i wszelkiéj rzeczy, która jego jest.
Ciotka Krochmalska, zarządzająca całym domem pana Józefa, kobieta silna w cnocie i bogobojna, kobieta, która zresztą była tém w gastronomii, czém w astronomii Kopernik, zaszczy-