Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
134

— Do klasztoru wstąpisz?
— Nie, panie. Nie czuję powołania, nie mogłabym zamknąć się w murach klasztornych, żyć zdala od ludzi, którzy cierpią, a może więcej niż ja. Postanowiłam zostać siostrą miłosierdzia.
Usiłował dziadek perswadować, namawiał, żeby poczekała — zastanowiła się — nic nie pomogło. Wtedy staruszek pocałował ją w czoło i rzekł:
— Idź więc i niech Bóg przyjmie twą ofiarę.
Od tej pory nie widziano już jej nigdy w miasteczku, a natomiast w ogromnym szpitalu w stolicy, tysiące chorych błogosławiło siostrę Antoninę.
Dziadek wiele miał kłopotów z powodu polecenia, jakiem go panna Antonina obarczyła. Pieniądze odwiózł do banku, pisał podania, składał je osobiście do władz i spełnił najdokładniej polecenie szarytki.

. . . . . . . . . . . . . . . . .

Niema cię już, niema zaciszny dworku przy cmentarzu, ani tych ludzi, którzy się gromadzili w twych ścianach. Już i groby ich pozapadały się dawno.
Tyle grobów!... Dziadek, gwardyan, brat Serwacy, pan Piotr, doktór, rejent Kolasiński, burmistrz, podsędek... tyle!... Kajetan, stara kucharka, co jej się głowa trzęsła, siwobrody rybak z Dębianki. Jedna