Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Symchę prosto z sądu zaprowadzili do więzienia i że nie można się dowiedzieć, czy go wypuszczą i kiedy go wypuszczą. To macie całą prawdę; ja zawsze mówiłam, że te spekulacye źle się skończą.
— Wcale nie; wyście się cieszyli, że wam pieniądze płyną do rąk jak woda...
— Co mi z pieniędzy... ja teraz nie mam męża, moje dzieci nie mają ojca!
— Powoli, powoli, jeszcze nie macie czego płakać. Że go wzięli, to jeszcze nic nadzwyczajnego; wzięli, potrzymają i wypuszczą.
— A jeżeli nie wypuszczą?
— Nie lękajcie się; dyabeł nie jest tak czarny, jak go malują ludzie.
Wasz
mąż umiał wychodzić gładko z interesów; on tak prowadził rzecz, że nie pokazywał się tam, gdzie nie trzeba; swoich pleców nadstawiać nie chciał, zawsze wolał za cudzemi się schować; jemu naprawdę nie grozi nic wielkiego. Co najwyżej, posiedzi on, w najgorszym razie rok, albo dwa lata.
Pani Symchowa zalała się znowuż łzami.
— Łatwo wam powiedzieć: dwa lata! A co ja będę robiła? Co ja dam jeść moim dzieciom?
Wulf na to ramionami wzruszył.
— Obyście tylko większego kłopotu nie mieli — rzekł — i obym ja nigdy większego