Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jak czasem... Chłopi jeżdżą tędy po drzewo, smolarze smołę wożą, czasem rybacy przejeżdżają z towarem...
— A więcej nikt?
— Nikt, rzadko kiedy, ot, jak na przykład dziś, panowie...
— W takim razie chciejcie mi powiedzieć, po co właściwie jest tu karczma?
Symcha zrobił bardzo kwaśną minę.
— Ja sam nie wiem; po to chyba, żeby biedni szynkarze tu ginęli, żeby tracili ostatni grosz...
— Czy nie przechodził tędy lub nie przejeżdżał niejaki Icek Gansfeder?... znacie go zapewne?
— Owszem, cokolwiek go znam... on węglarz jest. Nie widziałem go już bardzo dawno.
— Mówiono nam, że tu, do Bielicy się udał.
— To panom ktoś powiedział wielką nieprawdę; on wcale nie pokazywał się w tych stronach. Ale, za przeproszeniem, skąd panowie jadą?
— Z lasu, od jezior.
— No, to właśnie on tam siedzi, tam jego pomieszkanie jest.
— Już nie jest; podobno go stamtąd oddalono...