Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne...
— A przecież chodzili, okrążali, szukali tyle razy.
— Musieliście być w dobrym strachu — rzekł Symcha.
— Wcale nie — odpowiedział rybak. — Paliłem najspokojniej fajkę, oprowadzałem ich po krzakach; wójtowi rzekłem, że podobno jest dróżka tędy na lewo, można przejść; poszedł i zapadł się w gęste błoto, po sam pas, ledwie go wyciągnęli. Odechciało mu się szukać...
— Swoją drogą — rzekł Gansfeder, — ja myślę, że na ten interes, co nam potrzeba, to nie jest doskonały plac.
— Albo ja wiem... Mnie się zdaje, że dobry.
— A gdzie podziejemy dym?
Wulf zastanowił się...
— Prawda — rzekł, — gdzie mamy podziać dym?
— Zróbmy próbę — rzekł Gansfeder: — naznośmy gałęzi i zapalmy...
We trzech wzięli się żwawo do noszenia gałęzi, ułożyli spory stos i zapalili go.
— A teraz — rzekł Gansfeder — prowadźcie nas nad jezioro, do waszej izby i na dróżkę. Obaczymy, jak to wygląda...