Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

można było przejść suchą nogą, i takie, gdzie nieświadomy człowiek utopiłby się od razu.
Śliczna trzcina, a Nuta znał ją doskonale — i jeżeli trzeba było co ukryć, albo nawet kogo ukryć, to go ukrył i schował przewybornie.
Ktoby puszczał się na poszukiwanie po takich zaroślach, gdzie ani przejść, ani czółnem przepłynąć niema sposobu, a choć jest — to nie każdy o tem wie.
W tę zwartą ścianę trzciny wrzynał się jakby klinem półwysep, o twardym gruncie, i drzewa nawet na nim rosły, ale z biegiem czasu poobalały się, czy je może kto pościnał; od strony lądu woda zrobiła przerwę, czy też może ją kto zrobił, — i tak przypadkiem, czy z umysłu, półwysep zrobił się małą wysepką, która zupełnie zniknęła w trzcinie, że jej wcale znać nie było.
Nuta wiedział o niej, gdyż od lat dwudziestu jezioro dzierżawił, wiedzieli i rybacy — ale to byli ludzie pewni i małomówni; na co zresztą mieli opowiadać komu, że wśród trzciny jest wysepka, że są suche miejsca, że dostać się do nich można od środka jeziora?
Drugi rybak, Wulf, także o owych kryjówkach mógł coś wiedzieć, ale on się niemi nie zajmował. Jego specyalnością były wielkie bagna, przepaściste, groźne dla każdego,