Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a z oddalenia dochodził jego uszu melancholijny chór żab i wesołe pokrzykiwanie derkaczy.
Doznając tylu nowych a różnorodnych wrażeń, Symcha zasnął snem mocnym, ale niespokojnym. Zdawało mu się, że jakaś wychudła, koścista ręka chwyta go za ramię, porywa za włosy i ciągnie daleko, daleko, — że ta ręka mocna jest jak żelazo a zimna jak lód, i że wlecze go napowrót do szkoły, przed surowe, groźne oblicze Klopmana...
Ciężkie to były sny...
Zdawało mu się, że mistrz podnosi pięść i uderza. Pod wpływem strachu zerwał się młody Kaltkugel na równe nogi i zobaczył, że ojciec stoi nad nim zagniewany.
— To tak sypia zając! — mówił Imć pan Dawid, targając chłopca za ucho — tak zając sypia, ty leniuchu!
— Co ojciec chce?
— Takiś to pomocnik mój!... Śpisz jak pijany chłop, dobudzić się ciebie nie można... taki to z ciebie stróż ojcowskiego dobra!... Tobie szewcem być i chłopskie buty łatać, ale nie porządnym sadownikiem... Wstydź się, na każdym kroku tylko zmartwienie mi przynosisz...