Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łomignat podejrzliwie spoglądał na tę postać nową i nieznaną, a Nuchimek patrzył na niego z wysoka, przez okulary, w błyszczącej tombakowej oprawie.
— Pan adwokat — rzekł Mendel do chłopa — już wie co ma napisać, on nie lubi długie klektanie, dwa słowa i zaraz cały skutek! Pan adwokat napisze za was rewers, bo wy jesteście niepiśmienne.
— A dyć niepiśmienny.
— Pan adwokat zara napisze.
— Ny, tak — odezwał się Nuchimek — ja nie ma czas, ja potrzebuje zaraz jechać do zjazdowy sąd z opiłacyem. Tam cały sąd na mnie czeka.
— Cały sąd czeka! Czy wy słyszycie Macieju — cały sąd! to nie bagatelka jest! Spieszmy się.
— Ha, skoro spieszmy, to spieszmy. Niech Jankiel dają pieniędze i...
— Jakto pieniądze?
— Ano, chcieliście...
— Obiecałem, ale najpierw trzeba obrachować, a potem rewers napisać. Wy widzita Macieju, że ja jestem dla was jak rodzona matka, na moje sumienie! Uważajcie no według tego, jak my oba rachowali, to wy mnie winni za wódkę czternaście rubli.
— Trzynaście jeno!
— Już kręcicie, aj waj, jaka u was pamięć? Całkiem zepsuta pamięć! Mnie się należy czternaście, a dla okrągłości będziemy rachowali dwadzieścia.
— Co!?
— Dwadzieścia.
— Nie chcę, za co mamy rachować dwadzieścia?
— Niby to wy przez miesiąc nie wypijecie za sześć rubli gorzałki?