Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pojąć: dla czego jak żydzi najmują furmankę, to trzeba im dać konia z wozem, a jak on daje Mendlowi konia z wozem, to nie jest furmanka. Nie mógł i tego dojść: w jakim celu, na taki psi czas, wlecze się do miasteczka, męczy konia.
Wszystko to mieszało mu się w głowie bezładnie. Umysł pracował bardziej, niż ramiona dźwigające wóz, niż nogi brnące po kolana w śniegu, ale ramiona i nogi pracowały skutecznie, a głowa bez żadnego rezultatu.
Mendel przerwał to dumanie.
— Macieju, słuchajta-no Macieju — rzekł.
— A co?
— Ja wam co powiem. Jak my tak będziemy jechali, to przed nocą nie staniemy w miasteczku.
— A kto nas goni? dyć nie jarmark.
— Wiadomo co nie jarmark, ale pojutrze sołtys wam każe zapłacić jedenaście rubli.
— Nieprawda; bo jeno rubli dziesięć, złotych cztery i groszy ośmnaście.
— A skąd wy ich weźmiecie?
— Dyć powiedzieliście że dacie.
— Powiedziałem, to prawda jest, ale ja nie mam. Ja muszę sprzedać owies. Trzeba się pośpieszyć bo już późno, wszystkie żydki będą spali jak my przyjedziemy.
— Kiej droga, droga, psia kość, cięzka.
— Co to cięzka. Na taki kuń jak wasz kuń jest, to niema ciezkie drogę, na moje sumienie.
— Toć i mój kuń nie zielazny.
— Słuchajcie-no, daleko jeszcze do Wygody stąd?
— Będzie ze dwie wiorsty.
— No — to tam wasz kuń odpocznie. Dacie mu kłaczek siana a sami napijecie się półkwaterek wódki. Wy macie recht, zawsze o bydlęciu potrzeba pamiętać.