Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakie bajki?! Czy to wy ranie będziecie uczyli kiedy jarmark jest?.. ja wiem lepiej od was.
— Ja wam i przez jarmarku zapłacę. Nie wierzycie?
— Co nie mam wierzyć, wszystko może być; może znajdziecie na drodze worek pieniędzy, może wam kasa w gminie pożyczkę da?
— Pieniędzy nie znajdę, a z kasy nie dostanę, bo Sokół na mnie krzywy, że go chciałem z wójtowstwa zrucić. Ale ja po drogach nie szukam i na Sokołowe ręce nie patrzę, jeno pójdę gdzieindziej.
— Gdzie wy pójdziecie?
— Tu, jeden gospodarz raił mi żydka na Zabłociu, on podobno rozpożycza pieniądze.
Mendel z politowaniem głową pokiwał.
— Oj Macieju, Macieju, rzekł, gdzie wasza głowa jest? powiedzcie mi, gdzie wy macie głowę?
— Gdzie i kuzdy człowiek.
— To nieprawda jest, na moje sumienie nieprawda.
— No, no — jeno nie ujadać.
— Miarkujcie sami... Wy idziecie szukać żydka do Zabłocia, a co ja jestem? ja jestem też żydek, taki dobry jak on, a może nawet lepszy... dla czego wy do mnie nie idziecie?
— A juści, jak człowiek chce półkwaterek wódki wypić, to się wzdragacie, a co dopiero pieniędzy!
— Jak wy pójdziecie do tamtego po pieniądze, to ja wam nawet całkiem wódki nie dam!
— Tedy cóż ja mam zrobić?
Mendel nie odpowiedział zaraz. Zaczął przechadzać się po izbie, gładził brodę, liczył coś w myśli, nareszcie natoczył całą kwaterkę i postawił przed chłopem.
Łomignat spojrzał zdumiony.
— Widzicie, rzekł Mendel, jaki ja jestem! pijcie na zdrowie!