Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wylezie stamtąd. Chyba z chałupy go całkiem wygonią, dobytek sprzedadzą, a ja biedna z dzieciami chudziaczkami będę musiała na wyrobek pójść, albo do służby. Oj! dola moja, dola, czy ja się spodziewałam tego?
— Cichajta no, moja Maciejowa, cichajta, skoro chcę wam rzec dobre słowo, właśnie podług serca szczerości. Dziwno wam może, że ja nie brat i nie swat, ani choćby na to mówiący kum, w wasze jenteresa chcę się wtrącać, ale gospodarza mi szkoda, po co się ma marnować. Dziś Mendel na niego wyrok ma i w prawie swojem jest, że może chłopa do szczętu zmizerować.
— Dyć samiście go osądzili...
— Nie gadajcie kobieto, bo nie wasza głowa na to. Osądziłem bo musiałem i żeby na mojem miejscu nie wiem kto siedział, to byłby chcąc nie chcąc tak samo osądził. Skoro pismo je, że się winno, to trudno — na to niema już sposobu... I to mi wiadomo, że Maciej krowę dla Mendla sprzedaje.
— Oj dla niego, dla niego!
— Tedy, że mi akuratnie krowa potrzebna, więc ją od was kupiłem. Przyjdźcie jutro Macieju do mnie z Mendlem, to mu zaraz przy mnie one trzydzieści rubli oddacie i musi je wam z długu odpisać — zaś jakbyście oddawali sami, tobyście musieli z połowę przepić, a druga połowa takby oto, jak to powiadają, przyschła. Krówsko byście stracili, a dług długiem pozostał. Tera rozumiecie?
— Aj, żeby wam się ręcę ozłociły, mój ławniku — zawołała Maciejowa.
— Czekajta no, nie na tem skutek. Trzeba Mendlowi cały dług zapłacić...
— A skąd ja tyla pieniędzy dostanę?
— To bajki. W gminie są teraz; ja wiem, bo kilku gospodarzy popłaciło.
— Nie dadzą mi w gminie, nie dadzą...