Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chałupy po obydwóch stronach drogi, na wzgórzu krzyż, dalej karczma odrapana, brudna; kuźnia z wypalonemi w ścianach dziurami, ze słupkiem do wiązania koni, opodal kościołek w wieńcu lip starych, plebanja z ogrodem, dalej dwór i folwark, a jeszcze dalej, na wzgórzu, cmentarz, jak zwykle cmentarz wiejski.
Brzozy na nim rosną, krzyże stoją, a niedomknięta brama skrzypi na zawiasach żałośnie, skoro nią wiatr silniej poruszy.
Po za chałupami, za plebanją i karczmą, za dworem, za wiatrakiem, pola się ciągną i łąki, dalej las czarny szumiący, niby sosnowa rama obrazu, las, do którego płowe dróżki zbiegają się jak węże do gniazda. Po tych polach, łąkach i dróżkach, uwijają się ludzie w sukmanach, w kamlotowych chałatach, w surdutach, pracują, modlą się, weselą i smucą, niekiedy i kradną; kochają się i oszukują, jak zwyczajnie ludzie.
Jednakie prawa rządzą i wielkim światem i małym.
W naszej wiosce, w tej właśnie wiosce, którą mamy zamiar malować, są oprócz chałup prywatnych i gmachy publicznego użytku. W drewnianych ścianach swoich mieszczą one instytucye, bez których żadne cywilizowane społeczeństwo, a tem bardziej Biedna Wola, obejść się nie może.
Tu oto, naprzykład, nad czarną, szeroko rozlaną kałużą, w domku, który ma jedno okno opatrzone kratami, a inne, w osłabionych punktach zalepione papierem, mieszka samorząd gminny, tu silnym pulsem uderza życie publiczne.
Świadczą o tem wydeptane kopytami końskiemi doły, resztki siana i obroku, których wiatr zdmuchnąć, a pachciarskie kury wydziobać nie zdołały.
Tu, raz na parę lat, burzą się namiętności wyborcze, i toczą walki stronnictw, tu parę razy do roku, w głębokiem milczeniu odbywają się poważne narady, w najżywotniejszych interesach tego małego światka.