Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dużo do roboty. Karczunki, szlamowania, wytwarzanie nowych pól. Pomyśl co może być na takich nowinach... Cóż?
— Jeżeli ojciec łaskaw...
— Mówmy porządnie. Ojciec jest łaskaw i daje ci kilka tysięcy rubli na inwentarz i zagospodarowanie się, zapewne i matka również będzie łaskawa, — a p. Sylwester Załuczyński pojedzie z tobą jutro do regenta i podpisze kontrakt dzierżawy Majdanu, według projektu, który przed udaniem się na spoczynek zechcesz rozpatrzyć i w czem ci się nie spodoba, zakwestyonować. Proszę cię, abyś chciał i w przyszłości to rozróżniać. Tu jestem twoim ojcem, ty moim synem; w Majdanie stosunek ten się zmienia: ja jestem właścicielem, ty dzierżawcą i możesz być przygotowany na to, że za wszelkie uchybienia od warunków kontraktu, odpowiadać będziesz tak, jak każdy dzierżawca przed dziedzicem. Znasz mnie i wiesz, że w takich razach jestem bezwzględny.
— To lepiej — rzekł Janio — nie ma nic lepszego, nad jasno i stanowczo określone warunki.
Pan Sylwester spojrzał na syna z zadowoleniem.
— Słusznie mówisz, — rzekł — to zasada. Proszę cię, weź ten projekt, przeczytaj i porób swoje uwagi, nie krępując się niczem. Pamiętaj, że chodzi o twój interes.
Janio wziął papier, ucałował ramię ojcowskie, nawzajem otrzymał pocałunek powietrzny nad głową i pobiegł wprost do siostry.
— Wesołą masz minę Janeczku, — zawołała na progu.
— Nie mylisz się. Przychodzę z dobrą wieścią...