Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Moja Irenko — rzekł — moja siostrzyczko, widzę, że zawsze mnie kochasz.
— Czy wątpiłeś o tem? niedobry!
— A czy tylko mnie jednego kochasz? — zapytał, siadając do stołu.
— Tylko ciebie — odrzekła z uśmiechem. — Jest to cnota z konieczności: u nas prawie nikt nie bywa, oprócz poważnych panów, mówiących o machinach, gorzelniach, oprócz kupców targujących się o zboże. Możesz być pewien, że ci szanowni mężowie nie odbiorą ci serca siostry...
— Więc tu się nic nie zmieniło?
— Nic, a nic. Wszystko jak przed laty, z tą tylko jak dla mnie różnicą, że noszę już długą suknię i że jako dorosła panna, nie mam guwernantki. Natomiast jestem główną pomocnicą mamy i krzątam się razem z nią po całych dniach w kuchni i na folwarku. Oto wszystko. Ojciec zawsze zajęty, mało kiedy odzywa się do mnie; mama, jeżeli mówi, to tylko o sprawach domowo-gospodarczych, jednem słowem żyjemy tu pod jednym dachem, ale każde oddzielnie. Nasz dom jest to niby coś w rodzaju fabryki: każdy ma swój warsztat i wyrabia kółeczka, jakie mu przeznaczono. Z zewnątrz nie przychodzi nic, coby mogło rozweselić, rozerwać... Ludzi prawie nie widzimy, jedyna moja rozrywka, to fortepian, kilka pism peryodycznych i trochę książek — a jedyna radość list od ciebie.
Janio zamyślił się.
— Nie wyobrażam sobie — rzekł po chwili — jaka będzie twoja przyszłość w takich warunkach.