Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co się ma dziać osobliwego? Zapewne po dawnemu wszystko...
— Otóż widzisz, mam niejakie wątpliwości pod tym względem... Obawiam się...
— Ależ czego?
— Nie wiem, poprostu boję się. W przeczucia nie wierzę, a jednak prawie pewien jestem, że tam, u uas, niedobrze się dzieje...
— Z czego to wnosisz?
— Z listów ojca i sióstr. Niby wyraźnie nic złego nie donoszą, ale jest w nich tam jakiś szczególny żal, czy smutek, coś nieokreślonego, a niewymownie przykrego...
— Może tak ci się zdaje?
— Oni coś ukrywają przedemną...
— Mój Ludwisiu — rzekł Janio — przywiduje ci się. Jesteś spracowany, znużony do najwyższego stopnia, dopiero co przeszedłeś piekło egzaminowe, przepędziłeś tyle nocy bezsennych, jesteś zdenerwowany, więc też tworzysz sobie urojone zmartwienia i trujesz się niemi. Gdybyś był zdrów zupełnie, podobne myśli nie przychodziłyby ci wcale do głowy.
— I to być może, ale w każdym razie pojedź do Zawadek, zobacz własnemi oczami co się tam dzieje, i napisz do mnie niezwłocznie. Twój list uspokoi mi nerwy, czy... serce.. Przyrzecz, że pojedziesz.
— Przyrzekam. Na drugi, najdalej na trzeci dzień po przyjeździe do domu, wybiorę się do was.
Tam cię serdecznie przyjmą, mój Janiu. Ojcu memu sprawisz swoją bytnością nieopisaną radość. On cię tak kocha...