— Zdaje mi się, że w końcu tygodnia ojczulek będzie tu, bo już dawno Ludwisia nie widział, a mama przyjechała dziś.
— Chciałbym ją także poznać. Wszak pań jest trzy?
— Tak panie, Florcia, Anielcia i ja. Florcia tu gospodaruje u brata, a Anielcię już pan znasz...
— O! tak, i wiele chwil przyjemnych jej zawdzięczam. Sądzę, że z moją Irenką zaprzyjaźniła się pani?...
— Bardzo, bardzo...
— Dobra to dziewczyna... gdyby pani wiedziała, jak ona panią kocha. Mówiła mi to...
— Panna Irena?
— Tak, pokochała panią od pierwszego wejrzenia. Szczęśliwaś pani...
— Dleczego?
— Bo wszyscy panią kochają...
— Ja bardzo wysoko cenię przyjaźń panny Ireny, i niech mi pan wierzy, że wzajemnie pokochałam ją z całego serca...
— Panią wszyscy kochają, wszyscy — rzekł z westchnieniem p. Sylwester, — rodzice, brat, Irenka, a nawet... nawet...
Panna Jadwiga zarumieniła się, sądząc, że imię Jania usłyszy, ale p. Załuczyński był dyskretny, tej sprawy wcale nie poruszył. Ujął ją znowuż za rękę, i kończąc urwany frazes, dodał:
— A nawet i ja... stary, i jam panią musiał pokochać...
Jadwinia nie wiedziała, co odpowiedzieć. — Pochyliła głowę i ze spuszczonemi oczami słuchała podziękowań
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/214
Wygląd
Ta strona została skorygowana.